Najpierw wszystko było jasne, przejrzyste i oczywiste. Klarowne i harmonijne. Więc piękne. Świat wyglądał jak rycerska kolczuga złożona z genialnie prosto połączonych z sobą stalowych kółek. Powstała misterna plecionka, w której każdy element był potrzebny. Niezbędny, stosowny i pożądany. Każdy znał i pojmował swoje miejsce, rolę i znaczenie. A świat był tez wtedy podobny do tańca lub gry w szachy - pojmowano jego reguły z godnością i powagą. Szanowano i rozumiano je nie sądząc, nie ośmielając się sądzić, by krępowały one w czymkolwiek indywidualność. By odbierały życiu urok i wdzięk. Zresztą sześćdziesiąt cztery pola szachownicy nie zawsze były czarne i białe. Bywały mgliście błękitne, delikatnie fioletowe, zagadkowo zielone czy ciepło brązowe. Mogły też zamienić się w zagubiony miejski placyk, rynek, podwórzec lub znaleźć się między dziedzińcem a ogrodem" -jak w starych pałacach. Zaś wokół szachowych pól wznosić się mogły renesansowe arkady, ryzality, frontony kamieniczek. Była to scenografia godna ruchów i posunięć króla i królowej. Ale tez odpowiednia dla melancholijnej samotności pionka czy bezradności i zagubienia szachowych koników. Świat był piękny i spokojny. Dzięki prostocie i doskonałości proporcji osiągnął niezwykłą urodę. Niedościgła harmonia darzyła poczuciem bezpieczeństwa. Cienie były aksamitnie miękkie, światła jedwabiście łagodne. Królewskie korony były pewne i niewzruszone jak blanki murów i szczyty wież. Nic nie zapowiadało zmian. Katastrofy i wygnania. I właściwie nie wiadomo, co zdarzyło się naprawdę. Kiedy i jakie stało się nieszczęście. Pisali o nim kronikarze, filozofowie i poeci, ale każdy z nich - tak zwykle bywa - widział, zapamiętał i opisał coś zupełnie innego. Jedno wszakże zdaje się nie ulegać wątpliwości - króla wygnano. Brutalnie i podstępnie, chytrze i podle przepędzono go z jasnych wieków rycerskich. Z czasów piękna, spokoju, harmonii, mądrości i miłosierdzia. Teraz tułać się musi w nieprzyjaznym świecie, który nie szanuje majestatu i nie zna reguł. Żadnych. Samotny i smutny wędruje przez bezduszne miasta. Opuszczony i bezsilny brnie w ciemne wieki brzydoty, wrzaskliwie deklarowanej równości i zbrodni. A jednak ciągle rozgrywa się tu wielka, przeogromna partia szachów. "Jak bym chciała być jedną z tych figur. Mogłabym być nawet Pionkiem, gdyby tylko dano mi do nich dołączyć... chociaż oczywiście najbardziej chciałabym być Królową" - powiedziałaby w tym miejscu pewna Alicja, stworzona w chwili "poważnej igraszki" i bardzo dobrego humoru subtelnego intelektualisty z czasów królowej Wiktorii - dodajmy, królowej prawdziwej nie szachowej. A ja powiem - Małgorzata Seweryn powinna zilustrować Szekspira. Król Lir, Błazen, Tytus Andrionikus i Lawinia czekają... O cyklach
graficznych Małgorzaty Seweryn opowiedziała (tekst z katalogu wystawy w Muzeum Miejskim w Siemianowicach Śląskich) |
||